Statyczny Szum [~600]

Marek siedział w archiwum Instytutu Akustyki, otoczony stertami zakurzonych szpul i kaset. Była trzecia nad ranem, a jedynym światłem było zimne jarzenie lampy nad stołem roboczym i kontrolki magnetofonu szpulowego Revox. Cicha część miasta pogrążona była w ciszy tak gęstej, że każdy ruch paska napędowego maszyny brzmiał jak bicie serca.

Jako archiwista dźwięku, Marek miał za zadanie cyfryzować stare nagrania terenowe. Dzisiejsza partia to kasety z lat 70., rejestrujące odgłosy pracy starej maszyny parowej.

W słuchawkach dousznych, zaśnieżony szum taśmy wypełniał jego uszy miarowym stukotem maszyny. Wszystko szło dobrze, dopóki w tle, pod warstwą trzasków taśmy i syku pary, nie usłyszał czegoś obcego.

Był to dźwięk, którego nie mógł zidentyfikować. Nie był mechaniczny ani biologiczny. Przypominał bardzo niski, rytmiczny statyczny szum, który pojawiał się i znikał co osiem sekund. Był tak subtelny, że na początku uznał go za artefakt samej taśmy – zakłócenie pola magnetycznego, może słaby przydźwięk z zasilania.

Co dziwniejsze, szum w słuchawkach nie ustępował, gdy zatrzymywał nagranie.

Marek zdjął słuchawki. W ciszy archiwum słychać było już tylko szum swojego własnego krwiobiegu. Czasem tak bywa – umysł, zmęczony słuchaniem, zaczyna generować phantomowe dźwięki. Ponownie założył słuchawki.

Szum trwał. Teraz był wyraźniejszy, głębszy, jak wibrowanie bardzo odległego, ogromnego bębna. I wciąż ten irytujący rytm: osiem sekund szumu, cztery sekundy ciszy.

Marek rozejrzał się po pomieszczeniu. Instytut był starym budynkiem z lat 30., z grubymi, betonowymi ścianami i labiryntem rur w piwnicy. Czy to może być rezonans wentylacji? Czy może przeciek w instalacji grzewczej?

Zaczął przesuwać kursor nagrywania po taśmie, szukając miejsca, w którym dźwięk byłby najgłośniejszy. Znalazł je. Ale to nie był szczyt, to było dno nagrania. Dźwięk Statycznego Szumu był najgłośniejszy, gdy nagranie maszyny parowej było najcichsze.

Zaczął się pocić. Odłączył magnetofon od zasilania i podłączył do komputera najwyższej klasy mikrofon pojemnościowy, przeznaczony do rejestracji dźwięków o niskiej częstotliwości. Ustawił czułość na maksimum i włączył nagrywanie otoczenia.

Osiem sekund szumu. Cztery sekundy ciszy.

Marek usiadł i czekał, wpatrując się w falę dźwiękową, która pojawiała się na ekranie. Wykres wznosił się miarowo, prawie idealnie. Zbyt idealnie.

Wstał, by sprawdzić źródło. Szum nie dochodził z klimatyzacji – ta była wyłączona. Nie z wentylacji – nieruchoma. Dotknął zimnej ściany. Pod opuszkami palców wyczuł niezwykle delikatne, ledwie wyczuwalne wibracje. Jakby coś wewnątrz betonu powoli oddychało.

Osiem sekund wibracji. Cztery sekundy pauzy.

Paranoja? Senność? Trzecia nad ranem jest złym doradcą. Marek cofnął się do stołu i poddał świeżo nagrany plik analizie widmowej.

Na wykresie ukazało się pasmo częstotliwości, które powinno należeć do infradźwięków, niesłyszalnych dla ludzkiego ucha. Ale w samym centrum tego pasma, Marek dostrzegł anomalię. Szum nie był jednorodnym tłem. Składał się z tysięcy, mikroskopijnych, powtarzalnych uderzeń, układających się w frazę.

Zwiększył głośność i przesunął pasmo o kilka oktaw wyżej, w zakres słyszalny. Zamiast czystego szumu, usłyszał coś, co brzmiało jak tysiące oddechów wydobywających się przez beton. Albo, co gorsza, tysiące szeptów, zsynchronizowanych w tym samym, morderczo precyzyjnym ośmiosekundowym rytmie.

Zamknął oczy i nasłuchiwał. Osiem sekund szumu. Cztery sekundy ciszy. Rytm był idealny. Nie mógł być dziełem maszyny – żaden ludzki wynalazek nie byłby tak doskonały i tak złowieszczy.

Marek wiedział, że musi uciekać. Uciekać, zanim ten szept w murach stanie się wystarczająco głośny, by można było zrozumieć, co mówi. Ale nagranie wciąż leciało w pętli. Osiem sekund. Cztery sekundy. Paraliżująca fascynacja trzymała go w miejscu, bo w tych szeptach słyszał echo czegoś… starszego niż beton, z którego Instytut został zbudowany.

Osiem sekund. Szum. Cztery sekundy. Cisza.

A potem, w następnej pauzie, zamiast ciszy, usłyszał, już bez słuchawek, tuż za plecami, jeden, jedyny, głęboki wdech.


Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *